poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Część II: Rozdział 4: "Daj mi czas, ok?"

!!!PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!!


KAT:

      Szok  w dalszym ciągu otumaniał mój umysł, pomimo że minęło już kilka godzin od tego przypadkowego spotkania. Ale to głupie i irracjonalne uczucie deja vu, które towarzyszyły mi za każdym razem, gdy widzę ich twarze w telewizji, w realnym świecie uderzyło mnie ze zdwojoną siłą. Poczułam się jakbym - z dziesięciotonowymi cegiełkami przyczepionymi do nadgarstków i kostek - została zanurzona we wrzątku. W szczególności, gdy ręce blondyna otuliły chroniąc przed upadkiem. Gdy spojrzałam w jego oczy, naraz milion płomieni zaczęło lizać moją duszę. Chciałam zanurzyć ją w niesamowitym błękicie jego oczu. Nie starczyło mi jednak odwagi. Co do chłopaka o zielonych oczach... Wystarczyło mi zerknąć na jego twarz, by wrzątek między jednym uderzeniem serca a drugim zmienił się w lodowate wody Arktyki.
Dołeczki - jego w tym samym miejscu, co moje.
Oczy - różniące się kolorem, identyczne w sposobie patrzenia.
Nos - identycznie poruszający się przy oddychaniu.
Usta - ten sam kształt, ta sama barwa.
Włosy - w ten sam sposób podwijające się i tworzące loki. Jedyne co się różni w tej chwili to kolor.
I głos. Ten głos - tak samo zachrypnięty.
     Jakbym... miała sobowtóra... nagle się sklonowała... jakbym patrzyła w lustro, które sprawia, że widzisz siebie w innej płci. 
        To dziwny zbieg okoliczności, czy my naprawdę jesteśmy ze sobą w jakiś sposób spokrewnieni? W jakim mieście znajdował się ten sierociniec, z którego zostałam adoptowana? Jęknęłam z frustracją, gdy zamiast odpowiedzi pojawił się jedynie ból głowy. Pomasowałam delikatnie skronie i spojrzałam na zegarek, który wskazywał kilka minut po siódmej. Westchnęłam, gdy do moich uszu dotarło burczenie mojego żołądka. Wstałam z łóżka, wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni, gdzie zastałam mamę i brata. Gdy weszłam do środka, przerwali rozmowę i spojrzeli na mnie w tym samym momencie.
- Och, Kate. Dobrze, że przyszłaś. - mama uśmiechnęła się do mnie lekko. - Usiądź, chcielibyśmy z tobą porozmawiać.
        Zerknęłam na każdego z nich zdziwiona, ale posłusznie zajęłam miejsce naprzeciwko Maxa.
- O co chodzi? - spytałam wyczekująco. 
- Bo mamy ci do przekazania dwie ważne wiadomości.
- Jakie?
      Szatyn wziął głęboki wdech.
- Wyprowadzam się. - wyrzucił z siebie jednym tchem i spojrzał na mnie niepewnie.
Zamarzam. Moje ciało jest jak uwięzione w bryle lodu, z której nikt nie chce mnie uwolnić. 
- Kiedy? - spytałam cichutko, zdając sobie doskonale sprawę, że moja twarz jest biała niczym śnieg. 
- Za dwa tygodnie...
- I ty mi mówisz o tym dopiero teraz? Mogłeś mi powiedzieć o tym dużo wcześniej! Bo nie uwierzę, że dzisiaj nagle podjąłeś decyzję, bo takie decyzje podejmuje się z rozwagą i potrzeba na nie czasu.
       Byłam zła. Wściekłość zalewała mnie na przemian z bezradnością. Nie złościłam się dlatego, że Max się wyprowadzałam, wiedziałam, że to nastąpi prędzej czy później. Wściekałam się, bo mówił mi o tym dopiero teraz.
- Mogłeś mi o tym wcześniej powiedzieć, a nie właściwie stawiasz mnie przed faktem dokonanym! A ty? - spojrzałam na mamę. - Co ty masz mi do zakomunikowania?
      Mama wyglądała na niepewną przez ten mój nieoczekiwany wybuch.
- Bo... - przełknęła ślinę i odchrząknęła. - Jakiś czas temu poznałam kogoś i... Zaprosiłam go na kolację w sobotę, żebyście mogli poznać Andrew.
       Poczułam jakbym dostała obuchem w głowę. Wszyscy wokół mnie wydają się są szczęśliwi, tylko ja wydaję się cierpieć. Tak, użalam się w tej chwili nad sobą. Nie, nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Tak, jestem w tej chwili trochę egoistyczna. Tak, boli mnie to, że taka jestem. Wstałam powoli, pod czujnym okiem rodziny. Wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić.
- Ok. - starałam się starannie dobrać słowa. - W sobotę będę miłą, uśmiechniętą i dobrą córeczką, żeby nie narobić ci wstydu przed tym całym Andrew. Naprawdę będę się starała, mamo. Tym razem tego nie spieprzę, obiecuję.
- Dziękuję, kochanie. - Elizabeth uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością. - Ale mimo wszystko, Kitty, gdy coś będzie nie tak, rozmawiaj ze mną, dobrze?
- Dobrze. - odwzajemniłam niemrawo uśmiech.
- Kat? - głos Maxa był niepewny. Spojrzałam na niego.
- Daj mi czas, ok? Ja... muszę to sobie wszystko poukładać. Wyjdę teraz na godzinkę lub dwie z Sophie i Victorią. Wrócę najpóźniej o dziesiątej, ok?
- Ok.
      Wzięłam kurtkę i wyszłam z domu. Zadzwoniłam najpierw do Sophie a potem do Victorii, z którymi umówiłam się za pół godziny pod Big Benem. Ponieważ pierwsza dotarłam na miejsce, miałam czas, żeby usiąść i chwilę pomyśleć. Jednak mój umysł był w tej chwili zadziwiająco pusty. Zaczynałam myśl, ale miałam spory kłopot z dokończeniem jej. Westchnęłam i rozejrzałam się dookoła. Nagle z tłumu wyłoniły się Sophie i Victoria, na widok których uśmiechnęłam się szeroko.

NIALL:

        Wyszliśmy na miasto w piątkę, w przebraniach oczywiście, bo w domu nudziło nam się niemiłosiernie. Gdyby nie to, że Paulowi wyskoczyła jakaś ważna sprawa rodzinna, siedzielibyśmy pewnie teraz w studiu i próbowalibyśmy nagrywać piosenki lub zastanawialibyśmy się jakie piosenki zagramy na koncercie dwudziestego ósmego października. Ale mniejsza z tym. Zegar zaczął wybijać godzinę dwudziestą, gdy zaszliśmy pod Big Bena. Dyskutowaliśmy właśnie, gdzie pójdziemy coś zjeść - ja do dzisiaj obstaję przy tym, że powinniśmy wtedy byli pójść do Nando's, ale nieważne - gdy nagle Zayn zamilkł i zaczął wpatrywać się w jeden punkt jak zaklęty. Skierowaliśmy swe spojrzenia w to samo miejsce i wszyscy umilkliśmy. Na schodach siedziała Kat, opierając głowę na ramieniu Sophie, a jakaś dziewczyna, której imienia nie znał żaden z nas ściskała jej rękę w pocieszającym geście. Brunetka powiedziała coś do niej, a twarz panny Blair rozjaśniła się i zaczęła się głośno śmiać, natomiast jej towarzyszki zaraz jej zawtórowały. Ciekawe co je tak rozbawiło. Spojrzeliśmy po sobie i zgodnie podeszliśmy do trójki nastolatek. 
- Cześć. - przywitał się z nimi Liam, a my zaraz za nim. Zamilkły i spojrzały na nas z zaciekawieniem.
- Cześć. - odpowiedziały chórkiem.
- Możemy się dosiąść? - spytał Zayn. Blondynka wzruszyła ramionami.
- Czemu nie. Ale musicie najpierw odpowiedzieć na jedno proste, aczkolwiek pytanie na wagę życia i śmierci. - zaczęła poważnie Sophie.
- Co to za pytanie? - spytał zaciekawiony Harry.
- Nie jesteście z włoskiej mafii, prawda? - spytała Katherine śmiertelnie poważnym tonem, a dziewczyna, której imienia wciąż nie znaliśmy, zaraz dodała:
- Bo wiecie, my z konkurencją się nie zadajemy. Co by klienci powiedzieli, gdyby się dowiedzieli! - westchnęła dramatycznie.
- No, przestali by od nas kupować misie Haribo i budyń! A to byłby koniec naszego jakże świetnie prosperującego biznesu! - dopowiedziała Sophie.
       Przez chwilę panowała między nami cisza, zaraz jednak zgodnie wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nie martwcie się. - wykrztusił po chwili Louis.
- Wasz interes jest całkowicie bezpieczny. - dodałem. Teatralnie odetchnęły z ulgą i zrobiły nam miejsce. Ja usiadłem między Kat, a Sophie; Harry między nią a nieznaną jeszcze dziewczyną; Louis między mną a Sophie, a Liam i Zayn stopień pod nami.
- To w porządku. W takim razie ja jestem Katherine, a to są Sophie i Victoria.
- Katherine? Nie używasz jakiegoś zdrobnienia? - zapytał Hazza.
- Używam. Jednak jest ono zarezerwowane dla rodziny i przyjaciół. - wytknęła język. - A wy się w końcu przedstawicie, czy mamy wam wymyślić imiona?
- Wymyślcie. - rzucił Lou.
       Dziewczyny zerknęły po sobie i zamyśliły się na krótką chwilę.
- Ty jesteś Zoey. - uśmiechnęła się zaczepnie Katherine, dotykając palcem czoła Zayna.
- A ty Lucy. - oznajmiła Liamowi Sophie.
- Ty będziesz Hedwiga. - ochrzciła Harolda Victoria.
- Ty natomiast zwiesz się Nicole. - to oczywiście Kat skierowała do mnie. - A co do ciebie... - spojrzała na Louisa.
- Będziesz Meredith! - stwierdziły zgodnie we trójkę i zaczęły chichotać na widok naszych min.
- Spokojnie, chłopaki. - powiedziała Sophie.
- Wcale nie mamy zamiaru tak do was mówić. - uspokoiła nas Victoria.
- Naprawdę? - odetchnął z ulgą Malik.
- Naprawdę, Zayn, naprawdę. Chyba, że nas poważnie wkurzycie.
- Co...? - zgłupiałem.
- Naprawdę jesteście tacy głupi, by myśleć, że was nie rozpoznałyśmy? - zakpiła Katherine. - Mamy coś takiego jak oczy i mózg.
- Naprawdę? - odezwał się głos za nami.


No i w końcu pojawił się rozdział!
Mam gorącą prośbę do mych ukochanych czytelników: CI, KTÓRZY NAPISALI KOMENTARZ POD POPRZEDNIM POSTEM O NAZWIE "Ktoś tu jeszcze zagląda?!" NIECH SKOMENTUJĄ TEN ROZDZIAŁ I POWIEDZĄ MI CO O NIM MYŚLĄ!
To dla mnie naprawdę ważne, poznać Waszą opinię.
Jeżeli chodzi o opowiadanie o 5 Seconds of Summer, o którym wspominałam pod poprzednim rozdziałem, już mam napisany prolog i zaczynam pisać rozdział pierwszy, więc myślę, że opowiadanie pojawi się pod koniec września - na początku października, ale dokładnej daty nie jestem pewna, bądź co bądź, na pewno będzie to weekend.\
No cóż, dziękuję wszystkim, którzy wytrwale czytają moją opowieść, bez Was by mnie tu nie było!
Wasza Kat xx.

5 komentarzy :

  1. Bardzo fajny tylko troszeczkę krótki ;p Kocham tego bloga i to jak piszesz :) Pozdrawiam. Xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeej nowy rozdział ;3
    Nareszcie się spotkali ;D Ehh biedna Kat. Współczuje jej ;/ Ale dobrze, że ma swje przyjaciółki ;3 I rozmowa z chłopakami pewnie poprawiła jej humor ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww, to było tak mega zajebiste! Nie mogę doczekać się następnego ♥ To "wymyślanie" imion mnie rozwaliło XDD
    Lu

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju supper <3
    Kochana czekam na nexta :**

    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń